Mówią, że najgorsze należy przeczekać.
Czekałam, kiedy odchodziliście
- na dzień powrotu.
.kiedy płakała - aż skończy.
.kiedy kłamali - aż prawda ich
wyzwoli (pięknym pięknem płomienia ich wyzwoli, że będą skręcać się i się wić do dnia przyznania racji: jest sen, jest sen, są nieskończenie nieskończone nieskończoności)
Hebanowy książę miał mimikę, w której się zakochiwało i przerażająco dobre wyczucie rytmu, więc już już go miałam zawlec w cieniowoale alkowy, wtem jednak
wtem
Wyjrzał na mnie, przypadkiem pewnie, oczami ze dna serca aż, takimi. No i co, i co miałam. Na co mi on: taki pięknooki, czuły, wierny, co widzi samą jasność jasność
sen sen sen
Snu on nie. Cóż, że rytm,
że tętno i tempo, co aż ściskały ściany, że na raz. Cóż heban, cóż chód, kąt między karkiem a resztą. Cóż wreszcie spracowane ręce, szczerość po ból - kiedy książę nie potrafił kłamać?
że tętno i tempo, co aż ściskały ściany, że na raz. Cóż heban, cóż chód, kąt między karkiem a resztą. Cóż wreszcie spracowane ręce, szczerość po ból - kiedy książę nie potrafił kłamać?
/po latach latach latach pomyślałam: nie potrafił, ach to jeszcze nic, jeszcze by uszło
Tak, uszło by,
ALE
Książę nie doceniał kłamstwa, ot cały szkopuł i bezmiar tej mojej
niemal-erotyczno, niemal^2-miłosnej tragedii/
niemal-erotyczno, niemal^2-miłosnej tragedii/
przeczekałam i księcia, i sny-niesny i mdłe nierytmy. Był chociaż smak rozczarowania, były alfoomegi i oczy wyłażące z orbit,
także bilans powyżej zera tuż.